Chapter 4

Henley z wielkim trudem uchyliła powieki, na które padały promienie porannego słońca. Schowała twarz w dłoniach, przeciągając się i ziewając. Przez jej ciało przebiegały nieprzyjemne dreszcze. Podciągnęła do góry kołdrę pod samą brodę. Kichnęła dwa razy, czując jak łzy napływają jej do oczu. Zamglonym wzrokiem potoczyła po pokoju, zatrzymując go na lustrze, na którym pod wpływem światła widać było każdą drobinę kurzu. Kto by pomyślał, że jeszcze wczorajszego dnia całe niebo pogrążone było w deszczowych chmurach. W takim oświetleniu nawet jej pokój-klitka wyglądał całkiem znośnie. Henley westchnęła cicho, czując narastający ból w krtani. Zwróciła głowę w stronę okna, przymykając lekko oczy. Szumiało jej w uszach, a przez głowę przelatywały jej urywki wspomnień z poprzedniego dnia. Skrzywiła się zażenowana, przypominając sobie falę wymiotów. Wiedziała, że ostro przesadzała z alkoholem. Jestem jak On - przeleciała jej myśl przez głowę, która sprawiła, że poczuła do siebie obrzydzenie. Tak nie mogło być,nie może stoczyć się aż tak nisko. Wstała z łóżka, prawie się przewracając. Przytrzymała się szafy żeby nie upaść i wciągnęła mocno powietrze do płuc. Zawroty głowy po chwili lekko straciły na sile. Postanowiła iść do łazienki wziąć prysznic. Wyszła z pokoju ze wszystkimi potrzebnymi rzeczami i ruszyła w stronę schodów. Mijane po drodze dziewczyny patrzyły na nią z wyraźną pogardą. Za sobą słyszała ciche szepty i chichoty. Zacisnęła mocno palce na kosmetyczce, czując jak krew napływa jej gwałtownie do twarzy. Tym razem na to zasłużyła i zdawała sobie z tego sprawę. Spuściła lekko głowę, chowając się za zasłoną potarganych rudych włosów. Starała się nie myśleć o tym jak szybko wieści rozchodzą się po tym budynku. Zawsze wystarczy jedna plotka żeby wywołać burzę w ośrodku, a tym razem, to była prawdziwa sensacja. Przyspieszyła kroku, czując po raz pierwszy od długiego czasu, że zaczęła ją obchodzić opinia innych. Wpadła do łazienki i wtoczyła się prawie nieprzytomnie do kabiny prysznicowej. Puściła na twarz strumień gorącej wody i westchnęła z ulgą. Myła się lawendowym płynem, powoli się uspokajając. Nie mogła pozwolić sobie teraz na słabość, został jej niecały rok w tym miejscu. Niedługo zacznie od początku. Tylko jak? Szybko skończyła prysznic, wytarła się pospiesznie ręcznikiem i szczękając zębami szybko zarzuciła na siebie ubrania. Wyszła ostrożnie z łazienki, rozglądając się dookoła, na szczęście na nikogo nie trafiając. Śniadanie właśnie się zaczynało, więc wszyscy byli już na stołówce. Henley pobiegła do pokoju, po czym postanowiła dołączyć do posiłku na parterze. Włożyła do kieszeni tabletkę aspiryny i pospiesznie udała się na śniadanie.
*
Na stołówce jak zawsze panował zgiełk. Ludzie przekrzykiwali się nawzajem, żeby siedzący obok mogli ich usłyszeć. Parę osób, które ją zauważyło przycichło lekko, a w ich oczach było widać skrajną niechęć i pogardę. Henley westchnęła przeciągle i zrezygnowana ruszyła po tacę. Nałożyła sobie trochę jajecznicy na talerz i wzięła kubek z czarną herbatą.  Omiotła wzrokiem salę, szukając Scotta. Zauważyła go wreszcie, siedzącego w kącie z ponurą miną. Niepewnie podeszła i usidła naprzeciwko niego. Połknęła szybko aspirynę, mając nadzieję, że szybko ulży jej w bólu. Scott nawet na nią nie spojrzał, uparcie bawiąc się rozmokłymi płatkami w swojej misce z mlekiem. Zrobiło jej się wstyd, kiedy pomyślała sobie ile już dla niej zrobił.
- Dziękuję Scott... naprawdę, nie wiem jak bym sobie radziła bez ciebie. 
Chłopakowi drgnęła lekko ręka, ale nadal na nią nie spojrzał.
- Obiecuję ci, że już nigdy nie zrobię nic tak głupiego - kontynuowała, na co chłopak tylko prychnął, nadal uparcie gapiąc się w jedzenie.- Przepraszam, przepraszam! Wiem, że przesadziłam, ale proszę, wybacz mi - zaszkliły się jej oczy. - Scott, proszę. - ściszyła głos do szeptu.
Brunet uniósł w końcu głowę i popatrzył na nią surowo. 
- Dlaczego to robisz? Sama chcesz zniszczyć sobie życie. Nie potrafię tego zrozumieć. Jeśli chcesz drugą szansę, najpierw sama musisz ją sobie dać.
Po tych słowach wstał, odłożył tacę z niezjedzonym śniadaniem i wyszedł z jadalni.
Zaraz po jego odejściu podeszła do niej jedna z opiekunek.
- Henley. Kiedy tylko skończysz jeść masz się udać do gabinetu pani dyrektor. Uważaj, ucieczka wcale nie pomoże ci w poprawieniu swojej sytuacji. - kobieta obrzuciła ją surowym spojrzeniem i odeszła z uniesioną głową. W snach marzyła tylko o tym, żeby ta dziewczyna szybko zniknęła z tego budynku.
*
Henley zapukała niepewnie w stare dębowe drzwi, modląc się, żeby nikt nie odpowiedział.
- Proszę! - usłyszała surowy głos dyrektorki.
Henley weszła do gabinetu, zamykając za sobą drzwi.
- Dzień dobry panno Craven. - Henley dygnęła lekko, wbijając wzrok w stary dywanik, położony przed biurkiem dyrektorki.
- Witaj Henley. Proszę usiądź. - Kobieta wyprostowała się na krześle i zacisnęła usta w wąską linię. Była to samotna osoba, której prawdziwym uzależnieniem i jedyną satysfakcją była praca. Nie posiadała żadnej rodziny, a przynajmniej nikt nigdy nie widział jej z jakimkolwiek krewnym. Ciemne włosy, mocno już zaznaczone siwizną zawsze wiązała w ciasny węzeł z tyłu głowy. Cerę miała ziemistą, od cygaretek, bez których nie potrafiła się obyć. Na odległość dwóch metrów można było wyczuć jej mdłe perfumy o piżmowym zapachu. Codziennie nosiła sztywne, eleganckie garnitury i buty na wysokich obcasach. Jej nadejście zawsze zapowiadał energiczny równy stukot, który odbijał się echem od ścian. Podopieczni unikali jej jak ognia, wiedząc, że każde najmniejsze przewinienie nie przejdzie niezauważone. Denerwował ją hałas i nieporządek na korytarzach. Nie wahała się przed karaniem każdego, kto tylko ją zirytował. Tylko z jakiegoś niewyjaśnionego powodu miała lekką słabość do Henley, przez co inni nastolatkowie jeszcze bardziej jej nie lubili.
- Patrz mi w oczy kiedy do ciebie mówię. - upomniała dziewczynę - Tym razem już przesadziłaś, mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę. W moim ośrodku n i e zdarzają się takie obrzydliwe sytuacje. - wycedziła przez zęby.
- Przepraszam panno Craven. - Henley wiedziała, że przy niej lepiej mówić jak najmniej.
- Nic mi nie przyjdzie z twoich przeprosin. Czy zdajesz sobie sprawę, z tego, że istnieją gorsze miejsca niż to? Jestem o krok od zamiany groźby na czyn. Dawno nikt już mnie tak nie wytrącił z równowagi.
Henley milczała, niepewna. Prawdopodobnie słowa tylko pogorszyłyby jej sytuację.
- Nikt nie mógł z tobą wytrzymać, to dostałaś osobny pokój, masz pozwolenie na wychodzenie do pracy po ciszy nocnej, więc czego ci brakuje? Byłam dla ciebie aż za dobra. Teraz wiem, że to był błąd. Kiedy ostatnio poszłaś na lekcje? Od tej pory musisz codziennie uczęszczać do szkoły i uczestniczyć we wspólnych posiłkach z ludźmi. Nie możesz już dłużej wszystkich ignorować. To twoja absolutnie ostatnia szansa. Żeby się ciebie pozbyć wystarczy mi podpisać zaledwie jeden papier, pamiętaj. Panna Richardson będzie cię obserwować i pilnować, abyś była na czas na każdych obowiązkowych zajęciach. Jeden opuszczony dzień i już więcej się tutaj nie spotkamy.
- Dobrze panno Craven.
- Możesz odejść. - Kobieta wskazała jej ręką drzwi i wróciła do studiowania papierów, leżących przed nią na biurku.
- Do widzenia  panno Craven. - Powiedziała Henley zduszonym głosem i wyszła z gabinetu. Przed drzwiami czekała na nią Anne Richardson, najmłodsza z nauczycielek w szkole. Kobieta wiecznie zestresowana, z wielkimi okularami na nosie, które co chwilę zsuwały się na sam jego czubek.
- Czas przebrać się w mundurek i iść na lekcje Henley.
Dziewczyna przewróciła oczami, ale nic nie odpowiedziała. Czekał ją straszny okres, ale nie mogła zaprotestować. Tym razem zabrnęła już za daleko. Ruszyła szybko w stronę swojej sypialni, rzucając po drodze zirytowane spojrzenie nauczycielce.  Kiedy wbiegała po schodach, poczuła na sobie czyjeś intensywne spojrzenie. Zatrzymała się i zobaczyła za sobą tego samego tajemniczego bruneta, który wystraszył ją  kilka dni wcześniej. Po jej skórze przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Dlaczego on tak bardzo przerażał ją samym wzrokiem? Chłopak miał ciemne oczy i nieodgadnione spojrzenie. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i oparł się nonszalancko o ścianę, nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Henley chciała coś powiedzieć, ale w tym momencie na schodach pojawiła się panna Richardson.
- Dlaczego tu stoisz? - zapytała zirytowana. - Jeszcze trochę i spóźnisz się na lekcję.
- Już idę - mruknęła rudowłosa i odwróciła się, żeby jeszcze raz przelotnie spojrzeć na chłopaka, ale jego już tam nie było. Poczuła, jak rośnie jej gula w gardle.
Kim on jest?
*
I jak wyszło? Osobiście chyba nie jestem szczególnie zadowolona. Mam nadzieję, że nikt nie umarł z nudów. Do następnego :)

Komentarze

  1. Umarłem 10 razy :p A tak na serio to już nie mogę się doczekać kiedy dowiemy się kim jest tajemniczy brunet.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Prologue

Chapter 6

Chapter 1