Chapter 2


Po wyjściu spod prysznica wytarła się i owinęła szczelnie szorstkim ręcznikiem. Chwyciła jedną ręką kosmetyczkę i ubrania z nocy, a drugą przytrzymała swoje aktualne jedyne okrycie. Dzisiaj wypadała sobota, więc najpewniej wszyscy jeszcze spali, ale wolała nie ryzykować. Mogła wcześniej pomyśleć, żeby zabrać ze sobą coś do ubrania. Przeklinała  cicho pod nosem, otwierając drzwi i wysuwając się na korytarz. Rozejrzała się dookoła i z ulgą odnotowała brak niechcianego towarzystwa. Ruszyła pewniejszym krokiem w stronę schodów, planując wyjść na swoje piętro. Przeszła parę stopni, ale zatrzymała się czując, że ktoś ją obserwuje. Odwróciła głowę i jak się okazało, miała rację. Przy ścianie po przeciwnej stronie stał jakiś chłopak. Pierwszy raz w życiu  widziała go na oczy, a pół minuty temu jeszcze go tam nie było. Jego wzrok wyraźnie skupiał się w jednym miejscu, jak się łatwo domyślić był to jej tyłek, uwydatniony przez ciasne owinięcie ręcznikiem. Teraz jednak patrzył jej prosto w oczy. Dziewczyna poczuła, że rzuca jej tym spojrzeniem wyzwanie. ,,Zabronisz mi?" zdawał się kpiąco mówić. Henley nie należała do osób, które łatwo się poddają. Nie odwróciła wzroku, chociaż szczerze miała na to ochotę. Czuła się trochę tak jakby przeszywał ją wskroś i dokładnie badał. Najwyraźniej oczekiwał z jej strony zawstydzenia i szybkiej ucieczki. Ostro się pomylił. Przechyliła lekko głowę i zwilżyła zmysłowo wargi językiem. Chłopak westchnął, wyraźnie zaskoczony. Skierowała spojrzenie niżej i powoli zlustrowała go całego. Jeśli poczuł się niezręcznie, to nie dał tego po sobie poznać. Pokręciła lekko głową, wracając do jego oczu. Starała się opanować jak tylko mogła, chociaż jedyne o czym marzyła, to o ucieczce. Był cholernie seksowny, prawdopodobnie nigdy nie widziała jeszcze tak wspaniałego mężczyzny. Nagle poczuła się boleśnie świadoma wszystkich swoich wad. Wyprostowała się jednak i uniosła lekko głowę. Dla patrzącego z boku wydawałaby się pewna siebie i prowokująca, a o to właśnie chodziło. W rzeczywistości zaczęła panikować, a jej dłonie były już mokre od potu. Bała się go. Nie wiedziała kim był, ale przerażał ją. Poczuła znajomy ból brzucha i zorientowała się, że jeszcze chwila, a  ucieknie stąd z krzykiem. Nie wolno ci okazywać, że się boisz, nie jesteś ofiarą, nigdy już nią nie będziesz!  Jeden kącik jego ust uniósł się nieznacznie, i aż jej zaparło dech w piersiach na widok tego uśmiechu. Nie złamała się jednak. Odwróciła się znowu w stronę dalszych schodów i ruszyła powoli, chociaż wszystkie mięśnie  rwały ją do biegu. Cały czas czuła na sobie jego spojrzenie i to w takich miejscach, w których zdecydowanie nie chciała go czuć. Kiedy wreszcie dotarła do szczytu schodów odetchnęła głęboko i skręciła. Serce waliło jej w piersi jak szalone. Przemknęła przez korytarz najszybciej jak umiała do swojego pokoju. Zamknęła się na klucz i oparła ciężko o drzwi. Co to kurwa było? Oddychała głęboko, starając się uspokoić. Miała teraz ochotę samą siebie uderzyć. To tylko jakiś chłopak, który przypadkowo się tam znalazł, akurat kiedy szła z łazienki. Pewnie ,,nocował" u którejś z dziewczyn z tamtego piętra i akurat od niej wyszedł. Zrzuciła ręcznik z ciała i błyskawicznie naciągnęła na siebie luźną koszulę  nocną. Podeszła też do szafki, z której wyciągnęła pierwsze lepsze majtki. Obiecała sobie, że już nigdy więcej nie pójdzie się myć bez rzeczy do przebrania. Położyła się na łóżku okrywając się szczelnie cienką kołdrą i kocem. Nadal się trzęsła, ale nie było to bynajmniej spowodowane zimnem. Przyłożyła sobie dłonie do policzków i powtarzała cicho, że to zwykły chłopak, który nic jej nie zrobi. Zdecydowanie nie potrafiła ufać ludziom i wątpiła, żeby kiedykolwiek udało się jej tego nauczyć. Ułożyła się najwygodniej jak potrafiła i zamknęła oczy. Było co prawda już po ósmej, ale była wykończona po aktywnie spędzonej nocy, więc miała nadzieję na chociaż odrobinę snu. Jeśli tylko uda się jej uspokoić na tyle, żeby zasnąć.
*
Obudziło ją głośne walenie w drzwi. Poderwała się z łóżka tak szybko, że aż musiała się oprzeć o ścianę, żeby nie upaść. 
- Kto tam? - Zawołała, lekko roztrzęsionym głosem. 
- A jak myślisz? - Odpowiedział jej, mocno zirytowany Scott - Długo nie odpowiadałaś. Znowu cię nie było w nocy? 
- Tak jakby - odparła, przewracając oczami, chociaż wiedziała, że chłopak tego nie zobaczy. 
- Nie mam już do ciebie siły. Idziesz na obiad gdzieś na miasto? Mam ochotę na chociaż jednodniowy odpoczynek od tutejszych "specjałów". 
Kiedy to powiedział poczuła, że burczy jej w brzuchu. Nic dziwnego, nie jadła nic od wczorajszego dnia. Spojrzała na zegar i ze zgrozą zorientowała się, że było już po czternastej. Nie było się nad czym zastanawiać.
- Czekaj przed budynkiem, będę za parę minut. - To mówiąc podeszła do szafy i ubrała czarne jeansy oraz stanik i takiego samego koloru luźny t-shirt. Wsunęła na stopy pierwsze lepsze skarpetki, a na nie swoje nieodłączne trampki. Błyskawicznie rozczesała włosy i związała je w kucyka. Była na tyle głodna, że nie czuła się na siłach, żeby biec do łazienki i myć zęby przed wyjściem. Założyła więc na siebie kurtkę i wyciągnęła z kieszeni gumy to żucia. Zerknęła przelotne w lustro i aż się skrzywiła. Nie miała jednak ani ochoty ani czasu na robienie makijażu. Głowa ją jeszcze trochę bolała, ale sen i tak przyniósł zbawienne skutki. Wyszła z pokoju zostawiając nie pościelone łóżko, ale w tej chwili mało ją to obchodziło. Zamknęła drzwi i pobiegła w stronę schodów. Kiedy tylko wydostała się z budynku, poczuła niesamowitą ulgę. Jedzenie w tym miejscu było naprawdę paskudne, więc widząc teraz Scotta była mu  wdzięczna za pomysł wymknięcia się na jakiś normalny obiad. Chłopak uśmiechnął się do niej i razem ruszyli w górę ulicy. 
- Pizza? - Zapytał, doskonale znając odpowiedź. Uśmiechnęła się tylko szeroko. Ich ulubionym lokalem był "Pablo's pizza" i zwykle szli razem właśnie tam. Kiedy oddalili się już od sierocińca, Scott rozluźnił się trochę i wyciągnął z kieszeni swoje papierosy.
- Masz może ogień? - Wyciągnął jednego, po czym schował paczkę z powrotem do kurtki. Ruda uniosła brwi z kpiącym uśmieszkiem.
- Prawdziwy z ciebie buntownik - żachnęła się i wyciągnęła z torby zapalniczkę. - Ale najpierw mnie poczęstuj. Przypominam, że wczoraj mi jednego zmarnowałeś.
Chłopak niechętnie wyjął dla niej jednego papierosa. Po odpaleniu i zaciągnięciu dziewczyna poczuła, że zaraz wybuchnie śmiechem. Scott wyraźnie starał się zgrywać buntownika, ale coś mu nie wychodziło.
- Czekoladowy smak? - Odwróciła głowę, żeby nie widział jej śmiechu. - Czy ty starasz się mi jakoś popisać? - Odwróciła się w jego stronę, ale on umyślnie unikał jej wzroku. Henley westchnęła zrezygnowana i pokręciła głową. - Nie szukam chłopaka, dobrze mi tak jak jest. - Powiedziała łagodniej, mając nadzieję, że chłopak w końcu ją sobie odpuści. Naprawdę nie była dobrą partią. Prawdopodobnie dla nikogo nigdy nie będzie. Pewnych rzeczy nie da się cofnąć, a ona nie zamierzała próbować zaufać. Jedyną osobą, którą Henley kochała, był jej brat. Straciła jednak i jego, więc jedyne co mogła zrobić, to tęsknić w samotności.
*
Piosenka
kilka godzin później
Wchodząc do małej kawiarni natychmiast skierowała się po schodkach na wyższy poziom. Większość ludzi wolała zostać na dole, bo było tam trochę więcej miejsca. Co prawda były to w tej chwili zaledwie trzy osoby, ale Henley ceniła sobie ciche i zupełnie wyludnione miejsca, więc kącik na piętrze był dla niej idealny. Usiadła z westchnieniem ulgi. Dobrze było znowu tutaj przyjść. Wciągnęła głęboko powietrze, pełne pięknego zapachu parzonej kawy i różnych mieszanek herbat. Przy barierce stał mały regał, wypełniony wręcz po brzegi najróżniejszymi książkami. Henley obrzuciła go wygłodniałym spojrzeniem. Zwykle przesiadywała tu godzinami nad najróżniejszymi powieściami, ale teraz musiała się powstrzymać od czytania. Usiadła przy stoliku i wyciągnęła z torby dziennik, oraz coś do pisania. Kiedy zdjęła kurtkę, wróciła na dół, żeby złożyć zamówienie. 
- Henley! Dawno cię u nas nie było - uśmiechnęła się do niej serdecznie sprzedawczyni. 
- Miałam trochę spraw na głowie, ale teraz pewnie znowu będę cię dręczyć dzień w dzień.
- Uważaj, bo się jeszcze przestraszę - mrugnęła do niej kobieta. - Mamy bardzo dobre nowe mieszanki herbat. Co powiesz na zieloną z odrobiną marcepanu i żurawiny?
- Cóż, skoro ją polecasz, to chętnie spróbuję. - odparła, po czym usiadła na chwilę a wysokim krześle przy ladzie, czekając na czajniczek z herbatą. Rozejrzała się po pomieszczeniu, leniwie machając nogami w powietrzu. Wnętrze było urządzone w starym stylu, bez zbędnych ozdób, czy wszechobecnego kiczu. Henley od zawsze była wyczulona na punkcie wystrojów pomieszczeń. Cicho marzyła o studiach architektury wnętrz, jednak było to dla niej tylko niedostępnym snem.
Kobieta po paru minutach wróciła podając jej małą tackę z czajniczkiem i czarką.
- Mam nadzieję, że będzie ci smakować. - uśmiechnęła się do niej szeroko
- Dziękuję ci, Penny. - dziewczyna chwyciła tackę i wspięła się zwinnie po krętych schodach. Rozsiadła się wygodnie na starym fotelu obitym miękkim, wypłowiałym materiałem. Nalała ostrożnie gorącego napoju do czarki i rozkoszowała się przez chwilę jego pięknym aromatem. Marcepan tworzył idealne połączenie z zieloną herbatą. Henley ostrożnie zamoczyła wargi w bursztynowym napoju i poczuła przyjemne ciepło, rozchodzące się po jej ciele. Po chwili odłożyła jednak napój i chwyciła niechętnie dziennik, w wyszczerbionej już, granatowej oprawce.  Otworzyła go na stronie na której skończyła.
12.03 
 Przez pierwsze miesiące po zniknięciu matki wszyscy litowali się nad małymi, biednymi dziećmi Toma i Eveline Wrightów. Ojciec bardzo nie lubił rozmów z nimi, tak jak i wspominania o matce. Od czasu jej odejścia rozmowa o niej stała się dla niego tematem tabu. Nie wolno nam było wymawiać jej imienia, ani pytać o to gdzie może być. Odważaliśmy się ją wspominać tylko w nocy, kiedy zostawaliśmy sami w sypialni. Zawsze idąc z ojcem na zakupy napotykaliśmy się na tabuny współczujących sąsiadów. Raz jeden z nich zaczął wyzywać Eveline od największych suk i prostaczek. Josh zareagował rzucając się na potężnego pana, drapiąc go i gryząc. 
-Mama nie jest suką! - wrzasnął, wpadając w istny szał. Chciałam mu pomóc, równie zła jak on, ale ojciec chwycił mnie z całej siły za ramię i odepchnął od nich tak, że aż upadłam na ziemię. Od bólu łzy stanęły mi w oczach.  Byłam przerażona, kiedy wściekły odciągał mojego brata od zdezorientowanego sąsiada.
- Przepraszam, Panie Smith. Josh jest zrozpaczony zniknięciem Ev. Musi mu Pan to wybaczyć. 
Zdegustowany sąsiad otrzepał ostentacyjnie płaszcz i mruknął coś o bezstresowym wychowaniu, oddalając się bez pożegnania. My zostaliśmy, stojąc w niepokojącej ciszy. Po chwili ojciec złapał nas za nadgarstki i pociągnął w kierunku domu.
- Nie idziemy na zakupy, papo? - załkał mały Josh. Ja nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Po raz pierwszy widziałam tatę w takim stanie, zawsze byłam jego oczkiem w głowie. Teraz jednak nawet nie zwracał na mnie uwagi. Potrafił odepchnąć mnie wtedy i nawet nie zauważyć, że się przewróciłam. Miałam  zaledwie cztery lata i wydawało się mi niemożliwe, żeby ojciec mógł zrobić coś takiego. Był to pierwszy raz, kiedy zachował się wobec nas w ten sposób. Odejście kobiety jego życia sprawiło, że zmienił się nie do poznania. Stał się milczący i ponury, nigdy się z nami nie bawił. Josh chodził już do szkoły, a mnie idąc do pracy zostawiał samą w domu, czasami pod opieką wiekowej już niani. Brakowało nam spędzania z nim czasu, czasami czuliśmy się jakbyśmy już nie mieli żadnego z rodziców...
*
Powracam, po dłuuugiej przerwie. Przepraszam za nieobecność i postaram się już teraz pisać bardziej regularnie :( mam niestety strasznie mało czasu i stąd przerwa.
Rozdział dedykowany Ewelinie 

Komentarze

  1. Blog został dodany do Katalogu Euforia.
    Pozdrawiam, taasteful. ♥

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Prologue

Chapter 6

Chapter 1